Mimo, że maj już się zaczął, a wiosna trwa w najlepsze, postanowiłam poruszyć temat postanowień noworocznych. Czy są potrzebne? Czy są skuteczne?
Prawie każdy, przed końcem kalendarzowego roku, wymienia kilka postanowień na nowy rok – rzucić palenie, zacząć ćwiczyć cztery razy w tygodniu, mniej pić, więcej rozmawiać z rodziną. Ile procent z nas dotrzymuje chociaż połowy postawionych sobie rezolucji?
Ja osobiście staram się dotrzymać jednego, ostatniego z trzydziestu postanowień spisanych w bożonarodzeniowy wieczór, a mianowicie „Dotrzymać wszystkich powyższych postanowień”. Jednocześnie upraszczam sobie zadanie, zmniejszając liczbę postanowień do jednego. Jednak jakże jest ono trudne do dotrzymania. Najgorsze jest Postanowienie Nr 28. – trudno jest odwyczaić się wielu czynności, a szczególnie sposobu wyrażania emocji. Nie ma wątpliwości, że najprościej, może nie za subtelnie, jest je wyrazić poprzez niecenzuralne słowa. Do dwunastego roku życia próbowałam uchodzić za grzeczną dziewczynkę, która nigdy nie powie złego słowa, ale pewne okoliczności sprawiły, że przestało być to dla mnie ważne. Odtąd przekleństwa zastępowały każdy przecinek, kropkę i wykrzyknik. Teraz postanowiłam to zmienić i ograniczyć przynajmniej ilość wulgarnych słów w moim słowniku. Jednakże okazało się to nie być takie proste. Sytuacje, którym zazwyczaj towarzyszyły wulgaryzmy, wydają się zdarzać częściej niż było to w zwyczaju. Zwalam winę na innych i chociaż za każdym razem przypominam sobie o Postanowieniu Nr 28., ciężko jest go dotrzymać.
Czy zatem postanowienia mają sens? Dla mnie mają. Przy każdej chwili słabości przypominam sobie o pierwszej stronie w kalendarzu, na której są wszystkie wypisane. Mam przy sobie osoby, które przypominają mi o tej stronie. Gdy o czymś zapomnę, otwieram kalendarz na pierwszej stronie i już nie mam wątpliwości.
Ważne jest, żeby pamiętać o celu, do którego się dąży!