W środę 24. kwietnia na Uniwersytecie Śląskim na Wydziale Nauk Społecznych odbyła się debata p.t. „Co nam daje Uniwersytet, czyli o znaczeniu wykształcenia humanistycznego” z udziałem Rektora Uniwersytetu Śląskiego prof. zw. dr. hab. Wiesława Banysia, prof. zw. dr. hab. Tadeusza Sławka oraz prof. zw. Jerzego Stuhra. Temat można powiedzieć dość ogólny, sam panel trwał nie całe 1,5 godziny, więc nie było zbyt dużo czasu na szczegółową dyskusję. Jednak jest parę ciekawych wniosków, myśli, które wyniosłam tego dnia z uniwersytetu.
Homo sum, humani nihil a me alienum puto – Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce – te słowa przytoczył prof. Jerzy Stuhr, kiedy mówił o swoich studiach. Tych słów kazano im się nauczyć na pamięć na początku studiów. W następnych latach zrozumieli czemu.
Kim jest humanista?
W internecie znajdziemy mnóstwo memów, obrazków, demotywatorów dotyczących ‚humanistów’ – „humanista to ten, który nie umie matematyki” albo „humanista = bezrobotny”. Ale kim na prawdę jest humanista?
W szkole na historii, gdy uczyliśmy się o renesansie, na pewno pojawiło się nazwisko Leonardo da Vinci. Da Vinci był malarzem, architektem, filozofem, mechanikiem, matematykiem, wynalazcą, anatomem i można tu jeszcze wiele wymieniać. Jemu istotnie nic co ludzkie nie było obce. Zajmował się naukami, które dzisiaj nazwalibyśmy ścisłymi i humanistycznymi. Jednak w renesansie wszystkie nauki były humanistycznymi, bo wszystkie dotyczyły człowieka, a jak wiemy z łaciny homo znaczy ‚człowiek’. Czy zatem ten podział na nauki ścisłe i humanistyczne ma jakikolwiek sens? Słusznie zauważył jeden student z publiczności na debacie, że medycyna jest najbardziej humanistyczną nauką, bo istnieje po to, by ratować życie ludzkie. A fizyka? Bada świat otaczający człowieka. Biologia? Bada samego człowieka!
Obecnie często używa się określenia „człowiek renesansu” na kogoś, kto ima się różnych zajęć, od pisania wierszy po mechanikę kwantową. Dlaczego by tego człowieka nie nazwać humanistą?! Przecież to jest własnie definicja humanisty. Jednak dzisiejsze skojarzenia nie pozwalają nam na postawienie znaku równości między tymi dwoma określeniami.
Humanista = bezrobotny?
Większości studentów studia kojarzą się z przygotowaniem do zawodu, pracy, płacenia podatków. Istnieje przekonanie, że uniwersytet jest po to, by kształcić przyszłych pracowników. Ale po co tak na prawdę jest uniwersytet? Czy na prawdę idziemy na studia tylko po to, by dostać pracę? Czy zatem w całym naszym życiu chodzi tylko o pracę? Skończymy studia, będziemy mieli zawód, pójdziemy do pracy, po pracy pójdziemy do domu, do jakiejś tam „rodziny smutnej…” jak to określił inny uczestnik debaty, i nic więcej nie będzie się już liczyć? Wpadliśmy w błędne koło konsumpcjonizmu – wszystko kręci się wokół pieniędzy. A po co tak na prawdę potrzebny nam jest uniwersytet i wykształcenie „humanistyczne”?
Załamałam się dzisiaj, gdy próbując sobie przypomnieć nazwę wydziału filozofii na uniwersytecie, koleżanka dokończyła za mnie „Wydział Nauk… Niepotrzebnych”? FILOZOFIA NIEPOTRZEBNĄ NAUKĄ?! W takim razie możemy w ogóle przestać uczyć się czegokolwiek, bo nie będzie to potrzebne. Przestańmy myśleć, bo jest to niepotrzebne. Filozofia – uwielbienie mądrości, niepotrzebna? Przestańmy zatem uczyć historii – przecież to już było, minęło, nie przyda się to w przyszłości. Po co uczyć literatury? Czytanie i interpretowanie, co miał na myśli autor nie pozwoli nam zarobić więcej w przyszłej pracy. Niedługo dojdzie do tego, że w szkole uczyć będą tylko angielskiego, przedsiębiorczości, matematyki i ewentualnie przedmiotów potrzebnych do przyszłego zawodu – chemii, fizyki itd. Licea ogólnokształcące przemienią się w szkoły zawodowe – ironia losu, dopiero co je likwidowali! Ludzie staną się zmechanizowani. Przestaną myśleć. Przestaną być ludźmi! – Cogito ergo sum!
Jerzy Stuhr świetnie podsumował swoje studia humanistyczne, mówiąc, że najważniejszą rzeczą jaką nauczył się na polonistyce było bycie człowiekiem. Ani studia, ani szkoła, nie są po to, by przygotować do zawodu. Studia są po to, by czegoś się nauczyć! Studia są po to, by nauczyć się być człowiekiem! Zawód można zdobyć przy okazji, ale nie to powinno być ich głównym celem.
Czemu ja studiuję?
Przyznam szczerze, że poszłam na anglistykę z myślą, że łatwo znajdę pracę po studiach. Teraz wiem, że był to najlepszy wybór w moim życiu, jednak dokonany ze złego powodu. Teraz mam inny plan. Właściwie plany zmieniałam po każdym zaliczonym roku. Teraz mam zamiar „poświęcić się” nauce i zostać na uczelni. Chcę się uczyć! Człowiek uczy się całe życie, a gdzie lepiej jak na uniwersytecie?!
Nauka, czy to ścisła czy humanistyczna, jest ważna, jest potrzebna! Nie pozwólmy wmówić sobie, że jakaś wiedza jest niepotrzebna. Bądźmy ciekawi. Chciejmy czegoś się nauczyć!
Zobacz także:
Powinnaś prowadzić zajęcia motywujące dla uczniów podstawówek i gimnazjów, dla których nauka języka obcego to strata czasu („bo przecież wszyscy powinni umieć mówić po polsku”) a nauka matematyki to czarna magia wykorzystywana przez czarownice podczas sabatu 😀
Filozofię można traktować jako hobby, nie jako sposób na życie. Spróbuj cytować Platona, gdy będzie Ci burczeć w brzuchu, a Arystotelesa czytaj do poduszki, wcale nie martwiąc się, że nie starcza powoli na opłaty. Nie da się wejść na szczyt drabiny potrzeb, jeśli te niższe nie są zaspokojone. Nie każdy marzy o tym, żeby robić karierę wśród starych pryków żyjących w świecie iluzji, tworzących kółeczko wzajemnej adoracji.
Czy Ty potrafisz czytać dziewczyno? Przyznaj szczerze, że większość przedmiotów w gimnazjum, w liceum, a też na studiach są zupełnie niepotrzebne. Ile jest takich ludzi, co im sie marzy kariera pseudonaukowca? 10 – 15%? W dodatku, gdyby człowiek mógł się tam naprawdę rozwijać to miałoby sens, ale nawet praca magisterska jest pisana pod promotora, a nie dla siebie, żeby rozwinąć swoje umiejętności, byleby tylko zdać. Uniwersytet to jedno wielkie kłamstwo. Obiecują złote góry, możliwości rozwoju, a jak przyjdzie co do czego, to mają młodego człowieka w głębokim poważaniu. A potem co dalej? Na co wszystkie tytuły, piękne średnie i indeks świecący wyróżnieniami, skoro pracy i tak nie dostaniesz? Mają wysokie mniemania o sobie, część zajęć jest tylko po to, żeby mieli publiczność, która będzie miała za zadanie podziwiać ich arcywspaniałe prace naukowe. Normalny człowiek nie potrzebuje nauk filozoficznych jako swój chleb powszedni. Filozofia jest po części ważną nauką, ale stwierdzenie, że najważniejszą to gruba przesada. To są studia dla ludzi, którzy już najpierw swój fach zdobyli i ich to interesuje i już są zabezpieczeni, albo mają bardzo bogatych rodziców, żeby nie martwić się, jak sobie poradzą w przyszlości. Ale fakt – super mieć magistra z filozofii i podawać kawę albo myć podłogi, niż wziąć się za rzeczy praktyczne, zapewnić sobie i rodzinie w miarę dobre warunki, a potem rozwijać swoje zainteresowania, na swoim i bez obaw, że braknie czegoś.
„Czy Ty potrafisz czytać dziewczyno?” – o co Ci chodzi?
Mnie chodziło o to, że powinniśmy myśleć też o czymś innym, niż tylko o pracy i zarabianiu. W życiu są ważniejsze rzeczy niż pieniądze, ale nie twierdzę, że po każdych studiach znajdzie się pracę, albo że pieniądze są nam niepotrzebne. Zgadzam się, że po skończeniu filozofii nie znajdzie się posady „w zawodzie”. Chodzi mi o to, że człowiek powinien chcieć się uczyć, czy to ma już zawód, czy dopiero ma zamiar go zdobyć. Uczymy się po to, żeby wiedzieć, nie po to, żeby mieć z tego pieniądze. Nie chodzi mi o to, żeby cytować Arystotelesa czy Kanta przy każdej możliwej okazji, ale żeby pamiętać, że w życiu liczy się coś więcej niż tylko praca i pieniądze. Ludzie są tak skupieni na zarabianiu pieniędzy i ich wydawaniu, że zapominają, żeby po prostu żyć!
Myślą, że umieją i wiedzą wystarczająco dużo i nic więcej im nie potrzeba, zatrzymują się na pewnym etapie i świadomie (lub też nie) wstrzymują swój rozwój.
Jeżeli chodzi o przednioty, które mi się nie przydały – nazwa Liceum OGÓLNOKSZTAŁCĄCE mówi sama za siebie, może nie przydały mi się później równania chemiczne, wiedza na temat rozwoju rozwielitki czy historii Wietnamu, jednak innym osobom nie przyda się angielski albo matematyka. To szkoła, w której mamy posiąść wiedzę ogólną i z tej ogólnej wiedzy wybrać to co nas interesuje i pójść na studia.
Są szkoły, które przygotowują do zawodu – nazywają się ZAWODÓWKI! Do liceum czy nawet na uniwersytet nie idzie się, żeby zdobyć zawód!
http://wyborcza.pl/1,75478,14429520,Stawiamy_na_inzynierow_i_bedziemy_zalowac__Ksztalcimy.html?as=1